Szlakiem "Kalendarza" - 18.03.2006

ym razem się udało. W sobotę 18 marca 2006 roku przeszliśmy prawie całą trasę ostatnich nocnych Bielikowych Harców. Wielu, z pośród 41 wędrowców, ta wyprawa dała się we znaki, ale wszyscy zadowoleni wrócili do domów. Na tej włóczędze dużo się wydarzyło. Było dużo mokrego śniegu, był urozmaicony teren, strome podejścia i zejścia, było ognisko, był marsz lasami i polami, było szukanie punktów, z grudnia poprzedniego roku, było sporo śmiechu, ale przede wszystkim czuliśmy się bezpiecznie. Całą drogę ubezpieczali nasz marsz "Gwóźdź" ze "Specnazem". Druh prowadził długi rząd sobie tylko znaną drogą i co jakiś czas pokazywał, a potem zdejmował już nie potrzebne punkty kontrolne. Niektóre z nich były kilkadziesiąt centymetrów pod śniegiem. Ci, co nigdy nie chodzili z mapą i latarką, dziwili się, jak można nocą znaleźć szary, niewielki, zalaminowany kartonik.
Na najwyższym, na trasie, szczycie zapłonęło ognisko. To był dłuższy odpoczynek po efektownym podejściu. W dole wiła się zamarznięta rzeczka, wokół cicho i biało. Pieczone nad ogniem kiełbaski wkrótce zniknęły w studenckich żołądkach, tak jak i pieczone z czekoladą banany. Było przyjemnie, ale wzmagające się zimno wypędziło "Włóczybuty" na dalszą trasę. We wsi Pagórki grupa podzieliła się. Część poszła do Łęcza na autobus lub autostop a pozostali kontynuowali wędrówkę. Znowu pola i lasy i tak do samego Elbląga. I tak jest na każdym rajdzie sekcji. Co tak ciągnie większość "Włóczybutów" do niewygody, zimna, zmęczenia, przygody i do ludzi trudu? Każdy z nich ma na to pytanie swoją odpowiedź.