Krynica Morska - Stegna 21.10.2000
rynica Morska przywitała nas słońcem. Po opuszczeniu zamówionego autobusu wsztscy udali się do sklepu po "niezbędne zakupy". Gdy nasze plecaki napełniły się bułkami, batonikami, kartonikami z sokami, jabłkami i innymi różnościami ruszyiśmy w trasę. Było nas 38 osób. Naszym pierwszym zadaniem było odnalezienie tajemniczej bazy ornitologów. Mieliśmy mało danych. Wiedzieliśmy, że prawdopodobnie znajduje sie na brzegu Mierzei Wiślanej od strony Zalewu Wiślanego w okolicach Skowronek. Szliśmy około 3 kilometrów asfaltem, poczym weszliśmy w las. Po drodze mijaliśmy zapomniane, na tym bądź co bądź znanym w Europie półwyspie, zabudowania w Siekierkach i Przebranie. Co pół godziny był "popas". Po około półtoragodzinnym marszu nasi zwiadowcy zauważyli pierwsze, porozstawiane przez ornitologów siatki do chwytania ptaków. Wzmogliśmy czujność. Baza jednak była dobrze ukryta i odbnaleźliśmy ja dopiero po dokładnym przeczesaniu lasu. W niewysokim świerkowym zagajniku stały kolorowe namioty. Pośrodku obozu znajdowało się "laboratorium", w którym wykonywano badania naukowe. Powitano nas przyjaźnie. Szef ornitologów, Paweł student IV roku biologii na Uniwersytecie Gdańskim, w skrócie przedstawił nam cel i potrzebę badań ptaków, które chwytali w siatki, ważyli, mierzyli, obrączkowali i wypuszczali na wolność. Ubolewał tylko, że nie może "pokazać nam ptaszka", bo się akurat nic nie złapało. Pożegnaliśmy gdańskich studentów i ruszyliśmy nad morze. Tu nastąpiło ogólne rozluźnienie. Rozciągneliśmy się na przestrzeni kilku kilometrów. Każdy szedł swoim tempem i odpoczywał kiedy tylko chciał. Było ciepło i bezwietrznie. Na morzu żadnej fali. Nie wiemy, kto wpadł na pomysł zabrania na rajd szalików, rękawiczek i czapek. Były zupełnie niepotrzebne. Pełen luz i wolność do godziny 1600. O tej porze mielismy dotrzeć do Stegny. Tak zakładał plan "A". Tam czekał na nas zamówiony autobus. Musieliśmy jednak uruchomić plan "B", który był skomplikowany i przewidywał zebranie całej grupy do godziny 1630. Powiódł się jednak w stu procentach. Druch miał tylko problem z załadowaniem nas do autokaru, bowiem wszyscy, a w szczególności dziewczęta chciały przejśćjeszcze kilka kilometrów więcej. Do Elbląga dotarliśmy o godzinie 1730.