Szlakiem kamieni 9.05.2009r.



o była już 171 impreza "Włóczybutów". Przez te blisko 10 lat" pocięliśmy" Wysoczyznę Elbląską wielokrotnie z północy na południe i ze wschodu na zachód. Właściwie to we wszystkich możliwych kierunkach. Jest wiele miejsc do których chętnie wracamy ale są i takie, które dopiero teraz odkrywamy.
Tym razem dotarliśmy do kolejnych trzech bardziej znanych kamieni. Mamy szczęście do pogody. Znowu słońce i leciutki wiaterek, palce lizać. Z Próchnika ruszyliśmy na północ na Górę Klesza. Z niej zjechaliśmy po liściach na dno głębokiego jaru. Łączy się on z jarem Strumienia Młyńskiego, na którego dnie, na lewym brzegu znajduje się olbrzymi głaz, zwany Wielkim Kamieniem. Kiedyś tu już byliśmy. Wszyscy, 23 osoby, mogliśmy się na nim swobodnie pomieścić. Świetne miejsce do odpoczynku. Jak to zwykle bywa po zejściu następuje podejście, i to spore. Przy cichym sapaniu "Exela", "Worda" i "Frani" wdrapaliśmy się na Niski a potem Wysoki Wał. Są to dobrze widoczne pozostałości po zespole siedmiu grodzisk i strażnic, tworzących niegdyś system obronny jakiejś dużej pruskiej osady. Polnymi drogami biegnącymi po zielonej pofałdowanej przestrzeni dotarliśmy do Łęcza. Tam czekał na nas "Spetznaz", bo zaspał i zaryzykował przyjazd swoją "niezawodną" Niwą. W sklepie czekały na nas napoje i lody.
Teraz trasa prowadziła nas asfaltem w kierunku Pagórek. Z dala widzieliśmy potężny, martwy biały wiatrak. Kilkaset metrów przed wsią, na prawo od drogi, w lesie na pagórku odnaleźliśmy Cesarski Kamień. Nie jest to żaden głaz narzutowy, lecz obelisk upamiętniający pierwszą wizytę cesarza Wilhelma II w majątku kadyńskim. Przed samą wsią oczom naszym ukazały się pasące dziwolągi- szkockie krowy rasy Highland Cattle. Dzięki swojemu obfitemu owłosieniu są bardzo odporne na zmienne warunki atmosferyczne. Dalej szliśmy według wskazówek wyszukanych w internecie. Przed przystankiem autobusowym skręciliśmy w lewo. Minęliśmy urocze domki fińskie i po kilkunastu minutach dotarliśmy do ostatniego kamienia. Pięknie położony, ukryty w średnio głębokim jarze tuż nad strumieniem, zwraca na siebie uwagę wyrytą inskrypcją. Upamiętnia ona zarządcę Kadyn z lat 1898-1930, radcę Etzdorfa. W pobliżu głazu druh zarządził postój kulinarny. Szybko zapłonęło ognisko, pojawiły się kiełbaski i inne jadło i rozpoczęły się rozmowy na różne tematy. Przeważał jednak jeden - zbliżające się Mistrzostwa Uczelni w Marszach na Orientację w parach. Tworzyły się zespoły. Te rozważania i kalkulacje przerwał szef. Do autobusu z Łęcza pozostała godzina. Nie śpiesząc się dotarliśmy na czas. Wysoczyzna kryje w sobie jeszcze wiele ukrytych miejsc i ciekawostek, które czekają na studentów i nie tylko.