Rubno Wielkie-Krasny Las-Goplanica-Elbląg. - 8.10.2011r.



ysiedliśmy z autobusu nr 11 w Rubnie Wielkim. Pogoda pochmurna, ale od czasu do czasu witało nas słonko.
Do drogi "poligonowej" doszliśmy skrajem lasu, pokonując po drodze niewielką przeszkodę wodną. W czasie marszu druh "podpuścił" Julka, że jest w pobliżu takie drzewo, na które on nie wejdzie. Julek się obruszył i przyjął "rzuconą" przez druha rękawicę.
Za kilkanaście minut doszliśmy do skraju lasu, porośniętego gęstymi krzakami. Nic nie wskazywało na to, że za kilka metrów ujrzymy wspaniałe drzewo, olbrzymi dąb. Julek złapał się za głowę, ale nie zrezygnował. Podczas gdy inni zajadali kanapki, on przygotował "drabinę" po której wgramolił się na najniższy, potężny konar dębu. Dopiął swego. Tacy to już są "Super Włóczybuty".
Potem ruszyliśmy w stronę nieistniejącego już Zawiszyna. Trafiliśmy na starą, prawdopodobnie przepompownię wody, albo coś w tym rodzaju. Budowla świetnie zamaskowana w terenie. Idąc do "Karcianego Kamienia" najedliśmy się dużych, słodkich i soczystych, czerwonych jabłek. Na tych terenach jest mnóstwo zdziczałych drzew owocowych, niegdyś rosnących w okazałych sadach.
Wspomniany kamień leżał na swoim miejscu, pilnowany przez siedem dorodnych lip. Krótki postój i czekała nas przeprawa przez wąwóz. Było trochę pisków, ale poszło gładko. Po wdrapaniu się na przeciwległą ścianę jaru, druh zarządził ognisko. To było dobre miejsce na popas. Mnóstwo chrustu, pnie do siedzenia i wkrótce zaskwierczały pieczone kiełbaski i boczek.
Jedna z nowych wędrowniczek miała ze sobą sprzęt wspinaczkowy w postaci parasolki. Te dziwne "zjawisko" zostało natychmiast wykorzystane przez starszyznę i nowicjuszce nadano pseudonim "Parasolka". Jeden ze starych wyg -Paweł był zły, bo już ma za sobą trochę imprez a jeszcze nie dorobił się ksywy .
Po kilkudziesięciominutowym obiedzie ruszyliśmy w kierunku Krasnego Lasu, a potem polami i leśną przecinką dotarliśmy do jeziora Goplanica. Nad jeziorem pojedliśmy sobie orzechów buczynowych. Niektórzy z wędrowców nie wiedzieli, do tej pory, o tym leśnym smakołyku. Drogą z betonowych płyt, którą już wielokrotnie przemierzaliśmy, dotarliśmy do Elbląga. Ten sześciogodzinny spacer niektórym kobitkom dał się dobrze we znaki, ale obiecały, że w komplecie stawią się na jesiennych marszach na orientację.