Z Milejewa do Elbląga. 11.03.2017r.
rafiliśmy na paskudną pogodę. Zaraz po wyjściu z autobusu weszliśmy w mżawkę.
Ponuro dookoła a my szliśmy brzegiem Milejewskiego Jeziora. Żadnych ptaków i zwierząt.
Przepychaliśmy się przez krzaki, przeprawialiśmy się przez ""Srebrny Potok"".
Właśnie wzdłuż tej rzeczki mieliśmy dojść do Elbląga.
Na polu zatrzymaliśmy się na chwilę
przy pasących się koniach. Te sympatyczne zwierzęta dały się pogłaskać za co Jarek poczęstował je chlebem.
Druh schodząc do jaru spłoszył stado 11 dzików. Czmychnęły natychmiast.
Po kilku kilometrach marszu naszą trasę przecięła nitka nowego asfaltu. Zaciekawiło nas dokąd on prowadzi. Odeszliśmy od rzeczki i idąc asfaltem dotarliśmy
do Koloni Dąbrowy. Stąd skręciliśmy w drogę ciągnącą się w kierunku naszego potoku. Zaprowadziła nas w "kozi róg". Z każdym
metrem przechodziła w błotną papkę. Szliśmy jej prawą stroną aż doszliśmy do miejsca, w którym do samej drogi dochodziło bagno.
Jeszcze nigdy "Włóczybuty" nie przeprawiały się przez błotny pas. Było wesoło.
Tuż przed ujściem "Stagniewskiego Potoku" do "Srebrnego Potoku", na wzgórzu zapłonęło ognisko i zaskwierczały kiełbaski.
Żana próbując naostrzyć kij, prawie odcięła sobie palec. Krew trysnęła żywo ale
prowizoryczny opatrunek zapobiegł wykrwawieniu się turystki.
Do Elbląga już nic się takiego ważnego nie wydarzyło.
Może należało tylko wspomnieć o mękach jakie przechodziła Pani Ala wchodząc na Jagiellońską Górę.