Alibaba i 40 rozbójników. Frombork - Włóczyska 23.10.2004r.





libaba i czterdziestu rozbójników,

Dlaczego akurat taka nazwa rajdu? Bo 23 października było na wędrówce 40 "Włóczybutów" i druh. Zaczęło się od luksusowego przejazdu szyno-busem do Fromborka. Ciepełko, miła atmosfera, żarciki, niezłe widoki przez ogromne szyby. Potem kilometrowy marsz po torach i wspólne, pamiątkowe zdjęcie na tle zamglonego zalewu. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o komfort i wygodę przez parę najbliższych godzin. Zaraz za Fromborkiem druh przeprowadził nas przez mokradła. Śmiech przeplatał się, być może ze strachem, a na pewno z obawą o swoje obuwie i spodnie. Ci, którzy mieli nadzieję wyjść z tej opresji czystą i suchą nogą już po kilku minutach przekonali się, że jest to niemożliwe. Błotniste rozlewiska, błotne rowy i w ogóle wszystko dookoła w błocie, to krajobraz ponad godzinnego kluczenia turystów po wysokim olsie. Gdy w końcu wyszliśmy znowu na tory, mogliśmy ze spokojem oszacować swoje straty w ubraniu. O dziwo nie było narzekań. "Włóczybuty" to twardzi ludzie. Ania, która chciała wszystkich przechytrzyć i przejść swoim własnym, prywatnym, błotnym torem wyglądała najgorzej. Błoto na jej spodniach sięgało pasa. Zresztą z błotnej mazi pomagało jej się wydostać dwóch kolegów. Potem szef, żeby nas trochę obmyć, przeciągnął grupę po polach z wysoką, mokrą trawą. Po około dwóch godzinach marszu rozpaliliśmy ognisko. Zaskwierczały kiełbaski, zapachniało podpiekane pieczywo. Znalazła się gitara i zrobiło się swojsko, rodzinnie. Ten biwak trwał około godziny. Ania podsuszyła spodnie, które były teraz z naprawdę grubego, sztywnego materiału. Potem droga prowadziła czerwonym szlakiem w kierunku Tolkmicka. Parę odpoczynków, las, dukt leśny, jabłka i gruszki przy polnej drodze do Chojnowa, kilka pasących się byków, które nasz fachowiec - "Rolnik" wziął za krowy, to tylko niektóre, bardziej charakterystyczne punkty dalszej wędrówki. Ostatni dłuższy postój miał miejsce w okolicach Pogrodzia, przy głównej drodze do Fromborka. Mapa wskazywała wyraźną, uczęszczaną drogę do celu naszej wędrówki - wsi Włóczyska. Tam o szesnastej miał na nas czekać i czekał zamówiony autobus. Tej "autostrady" nie było. Zaorana, nieprzejezdna droga zmusiła nas do marszu na "nos" druha, który skończył się sukcesem. O szesnastej poczuliśmy znowu komfort rozsiadając się w ciepłym autobusie. Te siedem godzin spędzonych w trudnych warunkach zintegrowało w większości zupełnie nowy skład sekcji. Będą z nich nieźli, odporni na trudy wędrowcy.